-
-
-
Zapytałem o to jakiś czas temu na dziadowskim forum komputerowym, ale dostałem sporo odpowiedzi z czapy, więc zdecydowałem się poszukać u źródła.
Sprawa wygląda następująco. Myślę nad studiami na PWr, mając ambicje na któryś AiR, elektronikę, mechatronikę, energetykę. Z pierwszą rekrutacją mógłbym mieć problem z dostaniem się, ale wiem że progi dosyć spadają. Niestety, nie wiem na ile w tym sensu. Talenty do matmy skonczyły się w podstawówce. Nie jestem z niej zły, raczej totalnie leniwy. Będąc przyzwoicie dobrym i zainteresowanym we wszystkim nie wiedzialem w liceum co chcę robic, wiec nie robilem praktycznie nic. W gimbazie był olimpijczyk. Z historii
Pewnie z matmą stoję lepiej, może nawet dosyć sporo, od przeciętnego 18-latka. Tróje na których jechałem byly jednak w klasie matematycznej w liceum w okolicach ~10tki na DŚląsku, przy słabej nauczycielce i równie słabej mojej pracy i motywacja. Elektronika i mechanika mnie nie odrzuca, zdarzyło się coś grzebać w ładowarce za 3 zł, PC, słuchawkach, trochę poczytać.
Problem jest taki, ze bazując na poznanych opiniach na temat PWr i politechnik ogólnie, nie jestem do pewien, czy warto próbować. Ot chociażby zasłyszane rzeczy: odpadanie ~50% studentów po semestrze/roku, masowo brane dziekanki, konieczność nauki niemal 24/7, spore znaczenia farta przy zaliczeniach, budowanie fontann z poprawek i wreszcie - tak naprawdę mało świetlane szanse zatrudnienia i sens tychstudiów. Vide posty revcoreya, że większość z tych, którzy te studia ukończą i tak się do niczego/prawie niczego nie nadaje
tl,dr. Main part:
Do czasu aż wyleciał z energetyki rok starszy kolega (który przyznał szczerze, że nie uczył się praktycznie nic) i googlowania byłem dosyć pewny, że chyba na polibudę pójdę. Niestety, ukształtowało się we mnie wrażenie, że to studia dla ludzi desygnowanych przez bozię jeszcze w dzieciństwie do bycia inżynierami. Bo skoro takie masy odpadają po roku/semestrze, tylu się męczy z poprawkami i dziekankami, do tego podobno i tak wielu po studiach jest wafla warta, to czy ktoś nie marzący od 5-latka o budowaniu transformersów i przed robiący w gimnazjum dildosy z lego technics przed powinien w ogóle o takich studiach myśleć jak nie jest bogiem "Kangurów"?
Bardzo będę wdzięczny za opinie, bo nie wiem co ze sobą zrobić
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Moja opinia pewnie będzie mało ciekawa, ponieważ dopiero zaczynam 2 semestr i nie mam pełnego pojęcia o sprawie, ale powiem Ci, że moja edukacja matematyczno-fizyczna zakończyła się w gimnazjum. Razem ze mną na tą uczelnie z mojej szkoły przyszło 2 kolegów. 1 z nich unikał matmy jak ognia, drugi zabierał się do nauki 5h, a uczył tylko 15min.
Już na 1 zajęciach zastanawialiśmy się co tu robimy, bo nawet nie wiedzieliśmy jak wygląda wykres sinusa i cosinusa. Do grudnia włącznie jakoś się to ciągnęło. Człowiek szedł na zajęcia, uśmiechał się i niewiele wynosił. Wszystko zmieniło się w styczniu, gdzie każdy zapowiedział koło i miałem tylko 8 kół w jednym tygodniu i kilka w drugim (koleżanka z pokoju obok miała ponad 10 w 1 tygodniu). Człowiek wtedy naprawdę się uczył (ważne, aby samemu się zmotywować). Szkoda mi było wracać na weekend do domu, bo wiedziałem, że tam nic nie zrobię. Mimo tego, że najwięcej uwagi poświęciłem anal_izie to niestety się nie udało zaliczyć. Po 1 semestrze odpadł jeden z nas (ten który się tak zabierał za nauke). Na szczęcie większość przedmiotów jest do zdania bez większych problemów (czasem wystarczy poświęcony wieczór lub trochę szczęścia).
Ogólnie większość moich znajomych poszła na mniej "prestiżowe" uczelnie i radzą sobie tam dużo lepiej jak ja tutaj, ale nawet jeżeli miałbym iść na roczną dziekankę czy powtarzać jakieś kursy 5 razy jakoś nie żałuje tej decyzji.
Jeżeli zastanawiasz się czy w ogóle iść na studia to powiem Ci, że jak spotykam znajomych z gimnazjum, liceum z którymi zawsze można było o czymś pogadać to teraz, nie ma o czym, bo albo żałują, że nie poszli na studia i uważają się za "gorszą warstwę społeczną", albo chcą koniecznie udowodnić, że studia im do niczego nie są potrzebne i ile to oni nie zarabiają.
Tak jak w technikum jedna nauczycielka na osobności nam powiedziała. Same studia pracy nam nie dadzą i na studiach nie nauczymy się czegoś ciekawego lub bardzo przydatnego, ale nauczymy się życia.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Autor wątku generalnie już sam sobie odpowiedział. Co do powyższej wypowiedzi, to mam zdanie zupełnie odwrotne. ;-]
Zaczynając od końca, studia nie mają nic wspólnego z życiem. To taki izolowany świat absurdów i bezsensu poprzetykany czasami jakąś pracą naukową i zdobywaniem wiedzy, przynajmniej na polskiej uczelni państwowej.
Znajomi mogą teraz mieć tak sobie, ale bezpośrednio po liceum są tyle samo warci, co absolwent uczelni wyższej. Ich przewagą jest to, że zderzyli już się ze światem rzeczywistym i jeśli tego nie s... zepsują, to szybko nadgonią zaległości, czegoś się nauczą i będą mieli zawód i doświadczenie. Na początku każdy zarabia mało i pracę ma nieciekawą, ale student ma na nią mniej czasu. Zwykle dopiero gdzieś od trzeciego roku można myśleć o jakiejś pracy około swojego kierunku studiów, a to przy założeniu, że kierunek nie został wybrany "bo jakiś trzeba było", "bo mama kazała", bo w takim wypadku to i z pracą w zawodzie będzie marnie. W ogóle znajomi zrobili bezmyślną rzecz idąc do liceum i na tym kończą. Po technikum lub zawodówce już mieliby jakieś przygotowanie do konkretnej pracy. Liceum ma jakikolwiek sens tylko, gdy człowiek wybiera się na z góry upatrzone studia. Prawdziwe porównanie będzie za 5-6 lat, bo tyle się studiuje budownictwo. ;-]
Co do matematyki, im szybciej pojmiecie, że trzeba się nią poważnie zająć, tym będziecie mieli lepiej. To podstawa na każdym kierunku i na prawie każdym będzie się ciągnąć za studentami. W zależności od kierunku, to nawet na ostatnim roku przyjdzie policzyć jakąś całkę.
_________________ It's not that I'm anti-social... It's that everyone else is an asshole.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Dzieki za opinię Patryk.
Nie, to nie jest tak, że się w ogóle zastanawiam czy iść na studia. Idę na nie na pewno, problem w tym, że nie wiem czy powinno być to PWr-mordownia, jeśli nie pragnąłem tego przez połowę życia, przy okazji wygrywając w Kangurach
Nie jestem antymatematycznym chómanistą kompletnie nie zainteresowanym techniką, ale urodzonym inżynierem też raczej nie jestem, a wygląda ze chyba tylko dla takich są studia na polibudzie, zwłaszcza w Polsce
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Kręcisz strasznie. Albo wiesz, co chcesz robić, idziesz na wybrany kierunek zgodny z zainteresowaniami, albo tracisz swój czas na bezsensownych studiach. Mordownia będzie zawsze, ale w tym pierwszym wypadku znacznie łatwiejsza do zniesienia.
_________________ It's not that I'm anti-social... It's that everyone else is an asshole.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Kierunek zgodny z zainteresowaniami - historia-mediewistyka to raczej bardzo słaby wybór, bądźmy szczerzy
Wiem, że na studiach językowych ucząc się coś więcej miałbym z pewnością potencjał do bycia w gronie najlepszych i takie studia bez wątpienia by mnie interesowały (a przynajmniej ze strony czysto językowej i historii, z bardziej drętwą literaturą ciut gorzej).
Problem w tym, że studia techniczne wydają się lepszym wyborem, języków można się uczyć bez filologii. Najpewniej byłbym sobie w stanie na PWr dać radę, spiąłbym zad ewentualnie jeszcze na wakacjach analizy, algebry i fizy i jakoś te studia ukończył, tak jak setki osób co roku. Mógłbym pewnie te studia polubić. Ale czy, zwłaszcza przy polskich warunkach, warto zawracać sobie głowę politechniką bez wręcz wrodzonej miłości do techniki i matmy?
Ostatnio zmieniony przez Rzycie 2013-02-21, 16:49, w całości zmieniany 1 raz d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
można, u mnie na wydziale robi to rokrocznie większość osób. pytanie, ile z nich znajdzie potem pracę? nie wiadomo. ja bym już nie przesadzała z tym, że studia na PWR są takie strasznie trudne, nie znam nikogo, kto by się tu uczył 24/7, nawet jeśli się olewa naukę przez cały semestr. jeśli jesteś leniem, no cóż, będzie Ci trudno, ale ja też jestem i jakoś tu studiuję. właściwie niemal każdy przedmiot zaczyna się od podstaw, może oprócz analizy/algebry, ale wszystko można nadrobić (ja też nie wiedziałam jak wygląda wykres sinusa/cosinusa a tym bardziej jak się przekształca wzory z nimi - i jakoś sobie poradziłam). na studiach jakieś 80% to kwestia chęci, 10% talentu i 10% szczęścia. no, może tego szczęścia nawet więcej tak po zastanowieniu. nie znam ani jednej osoby, która by coś oblała tutaj z powodu "trudności przedmiotu i niemożności zrozumienia tematu". zazwyczaj jest to brak nauki i w rzadkich, ale istotnych przypadkach - wredota prowadzącego. odniosłabym się też do często powtarzanych słów McMonstera, że jeśli ktoś nie interesuje się daną dziedziną, to bez sensu żeby szedł na studia. po części to prawda, ja również jestem za ograniczeniem liczby studentów, ale w tak specyficznych dziedzinach jak energetyka czy mechatronika czy inne dziwne rzeczy, to powiedzcie szczerze, kto się tym interesuje w wieku 19 lat? wcale mnie nie pasjonowała zasada działania elektrowni czy bloku parowego... tylko ogólnie pojęta technika, fizyka, wiedziałam że komputery mnie nie pasjonują, i budownictwo raczej też nie. drogą eliminacji, poszukiwaniem informacji w internecie podjęłam decyzję o energetyce. myślę, że można zostać dobrym inżynierem, nawet gdy w liceum nie budujemy po kryjomu w piwnicy tranzystora czy projektu hali. często studia potrafią zainteresować w trakcie, jeśli chociaż odrobinę się w ich kierunku skłanialiśmy. ale oczywiście jest ta szansa, że tak nie będzie. decyzję trzeba podjąć samemu. ja chciałam tylko rozwiać ten mit o polibudzie, że tu tylko kujony, ciągła nauka, i ludzie "naturalnie predysponowani do konstruowania i tworzenia" o nieprzeciętnych mózgach. najwięcej daje tutaj właśnie chęć i pracowitość, chociaż jak ktoś ma ścisły umysł, to niektóre rzeczy szybciej pojmie po prostu, ale nawet humanista (MOIM ZDANIEM) jest w stanie zdać większość przedmiotów bez większej spiny, bo prawie wszystko to lecenie po schematach... być może nie będzie wybitnym inżynierem-kontruktorem, nie zdobędzie Nobla, nie zgłosi wynalazku do patentu, ale też chyba nie każdy musi...
_________________ Czarne dziury to miejsca, w których Bóg podzielił przez zero.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Dzięki za odpowiedź : )
Czasu do namysłu jeszcze trochę mam. Zawsze można zrezygnować po pierwszym semestrze i być rok w plecy
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Rzycie napisał/a: | Kierunek zgodny z zainteresowaniami - historia-mediewistyka to raczej bardzo słaby wybór, bądźmy szczerzy
Wiem, że na studiach językowych ucząc się coś więcej miałbym z pewnością potencjał do bycia w gronie najlepszych i takie studia bez wątpienia by mnie interesowały (a przynajmniej ze strony czysto językowej i historii, z bardziej drętwą literaturą ciut gorzej).
Problem w tym, że studia techniczne wydają się lepszym wyborem, języków można się uczyć bez filologii. Najpewniej byłbym sobie w stanie na PWr dać radę, spiąłbym zad ewentualnie jeszcze na wakacjach analizy, algebry i fizy i jakoś te studia ukończył, tak jak setki osób co roku. Mógłbym pewnie te studia polubić. Ale czy, zwłaszcza przy polskich warunkach, warto zawracać sobie głowę politechniką bez wręcz wrodzonej miłości do techniki i matmy? |
No i właśnie w takich wypowiedziach logiki nie widzę. Co roku politechnikę kończą tysiące osób, ale co z tego, skoro to jest hurtowa produkcja inżynierów i licencjatów. Wbrew pozorom skończenie studiów nie jest aż takim wyczynem, problem z tym, co dalej. Przemęczy się człowiek 5 lat nad czymś, co go nie interesuje, a potem się dziwi, że możliwości pracy wcale nie są wspaniałe.
_________________ It's not that I'm anti-social... It's that everyone else is an asshole.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Problem w tym, że perspektywa pracy w zawodzie po studiach humanistycznych jest bardzo kiepska. I w moim przypadku nie ma sytuacji: "Nie interesuje mnie to kompletnie, siedziałem w humanie, kocham poezję, idę na polibudę bo tak trzeba".
Bardziej coś na styl: "Fajne to chyba, może bym się wkręcił. Ale czy tyle wystarczy? Czy nie trzeba inżynierii i techniki kochać? Czy nie trzeba być naprawdę dobrym z matmy? Czemu tylu ludzi uwalają i czemu i tak wielu ma rzekomo problemy z pracą? Czy nie lepiej iść na coś, co się lubi na pewno* i jest lżejsze?"
*Bo standardowy licealista pojęcia o AiR czy mechatronice czy czymkolwiek technicznym ma najwyżej tyle, co wyczyta z wikipedii i zobaczy na discovery science. Pomijając sytuacje gdy ma starego robiącego w zawodzie albo tak go do tego pociągnęło jakoś, że brał się za to jeszcze w gimbazie/liceum.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
"Fajne to chyba, może bym się wkręcił. Ale czy tyle wystarczy?
Czy nie trzeba inżynierii i techniki kochać?
Czy nie trzeba być naprawdę dobrym z matmy?
Czemu tylu ludzi uwalają i czemu i tak wielu ma rzekomo problemy z pracą?
Czy nie lepiej iść na coś, co się lubi na pewno* i jest lżejsze?"
Jak się wkręcisz to wystarczy, bo dołączysz do jednego z wielu kół naukowych.
Nie, powinieneś kochać dziewczyny ewentualnie jak chcesz możesz lubić chłopców.
Nie, matmy trzeba zaliczyć (teraz do 5 semestru), potem i tak będziesz korzystać z programów do obliczania.
250 studentów x 160 PLN (30 Wykład+15 Ćwiczenia)= 40 000 PLN a to tylko jeden przedmiot na jednym wydziale, a z pracą ciężko jest jak studiujesz by zaliczyć i po studiach szukasz pracy gdzie rocznie zarobisz 400 tys PLN w skali roku.
Tak, zgadzam się z tobą, i popieram twoją decyzje prawdziwa dojrzała decyzja.
_________________ Samozwańczy król cyberbullying -u.
W walce o prawa studentów od 18.09.2012. (Głównie o swoje )
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Problem w tym, że ja decyzji jeszcze nie podjąłem. Gdybym w ostatni dzień nie dorzucił sobie rozszerzonego polskiego do pisanej matury to pewnie nie miałbym wyboru, a tak siedzę i się zastanawiam
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Po pierwsze, ze względu na systematycznie okrajany zakres materiału z matematyki na poziomie licealnym ledwie liznąłeś, czym jest tak naprawdę matematyka. W dodatku mówisz, że się nie przykładałeś, więc nawet ten materiał masz opanowany raczej słabo. Tak czy siak, nie kierowałbym się w tym względzie doświadczeniem z liceum. Jeśli masz braki, możesz je z powodzeniem nadrobić przy odpowiednim wkładzie pracy.
Po drugie, w Twoim poście jest sporo sprzeczności. Twierdzisz, że w liceum interesowałeś się wszystkim i byłeś ogólnie dobry, a z drugiej strony nie robiłeś nic. Nie widzę w tym logiki. Znam wiele osób, które mają rozległe zainteresowania. Zamiast nie robić nic, starają się w miarę możliwości zajmować wszystkim, co ich interesuje. Powołujesz się na renomę szkoły, żeby znowu stwierdzić, że nauczycielka matematyki była słaba. Na jakiej zasadzie miałbyś w takim razie być przygotowany z matmy? Dzięki renomie szkoły poprzez osmozę? :<
Co do zasłyszanych opinii, już wyjaśniam. Z badań wynika, że w krajach rozwiniętych odsetek osób, które mają predyspozycje do podjęcia studiów, wynosi ok. 15%. Współczynnik skolaryzacji w Polsce to jakieś 40-50%. Wynika stąd, że 60-70% studentów zwyczajnie marnuje swój czas, bo nie są w stanie ogarnąć wiedzy i umiejętności wymaganych od absolwentów uczelni wyższej. Znaczna ich część odpada na pierwszym roku - nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jest to zjawisko pozytywne, ponieważ w przeciwnym razie na ich "edukację" szłyby pieniądze podatników. Następnie płaciliby oni na ich zasiłek dla bezrobotnych...
Problem ze znalezieniem pracy po studiach mają wg mnie przede wszystkim ludzie, którzy z własnej woli nic ze studiów nie wynieśli, ponieważ ściągali notorycznie na kolokwiach i egzaminach (jest to plaga polskiego szkolnictwa, ale na Zachodzie wcale nie jest lepiej - tam po prostu większość zachowań uznawanych u nas za ściąganie jest zwyczajnie dozwolona, choć nie wszędzie), odpisywali (czy wręcz kupowali) projekty, referaty, sprawozdania itp. Potem praktykę załatwiają po znajomości i też nic nie robią. Znam sporo takich osób. Niestety system wyłapywania takich ludzi jest na Politechnice bardzo, bardzo dziurawy. Mało któremu prowadzącemu chce się zadawać trud, by z tym walczyć, bo i tak mają już dużo na głowach. Gdy zdarzy się, że noga takiemu studentowi się potknie, oblewa kurs - stąd liczne poprawki (nie twierdzę, że pracowici studenci kursów nie oblewają - mi też się parę razy zdarzyło, na innych wydziałach zdarza się częściej lub rzadziej). Potem, gdy już taki student dowlecze się do obrony, jest po prostu przepuszczany, ponieważ komisja jest zdania, że skoro zaszedł już tak daleko, nie powinno mu się robić problemów z obroną. I to jest wg mnie błąd.
Weź sobie do serca, że sukces na studiach i/lub znalezienie dobrej pracy to przede wszystkim efekt ciężkiej pracy. Wg mnie powinieneś się zastanowić, czy przedmioty ścisłe w ogóle Cię interesują. Jeśli tak, przejrzyj ofertę Politechniki (czy też Uniwersytetu Wrocławskiego) - jest ona tak szeroka, że na pewno znajdziesz coś, co Cię zainteresuje.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Jeśli chodzi o tę matmę - nauczana raczej słabawo, co nie zmienia faktu, że coś umieć trzeba było, brak dobrych zdolności dydaktycznych wymagań nie obniżał. Ostatecznie i tak wiem, że materiał z liceum w porównaniu do studiów jest biedą i przy naprawdę dobrej mobilizacji pewnie można go opanować w miesiąc. Tylko trzeba chcieć i widzieć w tym dobry cel.
Na pewno nie jest tak, że chciałbym iść na PWr i prześlizgnąć się przez studia przy minimalnym nakładzie i dostać inżyniera bo "mama chce i państwo potrzebuje, reszta do McD!". Z drugiej strony wiem, że są ludzie naprawdę bardzo dobrzy z matematyki i ją kochający, a do tego głęboko zainteresowani techniką już od dawna. I nie wiem czy jest sens startować jeśli się do takiego grona nie należy. Zainteresowanie chyba może samo przyjść i się rozwinąć w trakcie studiów, a wiele braków można nadrobić wytężoną pracą. Tylko czy tyle wystarczy?
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Rzycie napisał/a: | Jeśli chodzi o tę matmę - nauczana raczej słabawo, co nie zmienia faktu, że coś umieć trzeba było, brak dobrych zdolności dydaktycznych wymagań nie obniżał. Ostatecznie i tak wiem, że materiał z liceum w porównaniu do studiów jest biedą i przy naprawdę dobrej mobilizacji pewnie można go opanować w miesiąc. Tylko trzeba chcieć i widzieć w tym dobry cel.
Na pewno nie jest tak, że chciałbym iść na PWr i prześlizgnąć się przez studia przy minimalnym nakładzie i dostać inżyniera bo "mama chce i państwo potrzebuje, reszta do McD!". Z drugiej strony wiem, że są ludzie naprawdę bardzo dobrzy z matematyki i ją kochający, a do tego głęboko zainteresowani techniką już od dawna. I nie wiem czy jest sens startować jeśli się do takiego grona nie należy. Zainteresowanie chyba może samo przyjść i się rozwinąć w trakcie studiów, a wiele braków można nadrobić wytężoną pracą. Tylko czy tyle wystarczy? |
Mylisz różnicę ilościową z różnicą jakościową. W szkole w ogóle nie miałeś styczności z matematyką. W szkole prowadzone są zajęcia z rachunkowości.
Jeżeli nie masz w najbliższej rodzinie nauczyciela (niekoniecznie akademickiego - chociażby szkolnego), to prawdopodobieństwo, że miałeś styczność z matematyką jest znikome.
Także póki co nie możesz wiedzieć, czy matematyka Cię interesuje.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Raczej będąc średnim z rachunków licealnych ciężko być dobrym z matematyki, ale może się mylę X)
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Rzycie napisał/a: | Raczej będąc średnim z rachunków licealnych ciężko być dobrym z matematyki, ale może się mylę X) | Dobra niech będzie, ogarniesz anala algebre matematykę rachunki i inne pierdoły matematyczne fizyczne chodź na Polibudę, tu się dostaje pracę od razu i płacą ci 10k miesięcznie + 3 kochanki.
Studia są ciężkie, ale nie tak że zda 1/100 powinieneś rozwijać się w tym co cię kreci. A nie bo może automatyka fajna być, chcesz spróbować come on, nie spodoba się to niema co czasu tracić.
Chyba wyczerpałem większość pytań.
PS
fizykę co masz na lekcji to jest gówno nie fizyka.
_________________ Samozwańczy król cyberbullying -u.
W walce o prawa studentów od 18.09.2012. (Głównie o swoje )
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
Przesadzacie, ja w szkole średniej miałem normalną matematykę to jest dowody, w tym dowody nie-wprost, indukcję matematyczną itp (fakt, że dużo raczej zabawy typu zasada szufladkowa Dirichleta ale jednak). Fakt, że mogłem w ogóle nie słuchać wykładów na 1. roku z analizy i algebry i bym zdał, ale to raczej koniec tego co daje nawet najlepsze liceum.
Studia na PWr są bardzo szerokie i jest dużo kierunków/specjalności wcale nie stricte inżynierskich (nawet jeśli nadają taki tytuł) a nawet w ramach jednej specjalności często możesz skupić się na diametralnie różnych rzeczach. A sama matma na PWr jest całkiem ciekawa jeźeli ktoś jest w stanie pewien stopień abstrakcji i dowiadywać się czegoś czasami naprawdę zaskakującego a nie wkuwać kolejne normy/sposoby konstrukcji/pomiaru etc
Mnóstwo przedmiotów da się zdać na zasadzie "nauczę się regułek jeśli cośtam cośtam to cośtam i je zastosuję", nawet te rzekomo "trudniejsze".
Wszystko na tej uczelni jest kwestią poświęconego czasu, nie jest to może zbyt przyjemne bo w końcu kto na studiach chce tracić czas na naukę, ej!, ale tak jest i mówiąc wprost, przychodzi taka masa młotów którzy po osiem razy robią analizę 1 że naprawdę niemal każdy jest w stanie zdać. A że bedzie trzeba chodzić na wykłady i czytać skrypt no to sorry.
EDIT: aktualnie fizyka na większości kierunków jest prosta (przynajmniej tzw kurs fizyki ogólnej, jedyna trudność to przerobienie duzego materiału w bardzo krótkim czasie (zwykle 30h wykładu, porażka)
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
3D napisał/a: | Przesadzacie, ja w szkole średniej miałem normalną matematykę to jest dowody, w tym dowody nie-wprost, indukcję matematyczną itp (fakt, że dużo raczej zabawy typu zasada szufladkowa Dirichleta ale jednak). Fakt, że mogłem w ogóle nie słuchać wykładów na 1. roku z analizy i algebry i bym zdał, ale to raczej koniec tego co daje nawet najlepsze liceum. |
W takim razie trafiłeś na wyjątkową szkołę, w której nauczyciele przejmują się tym, co robią. W większości klepie się schematy pod maturę i koniec. Do tego przy obecnym prawie za przerabianie rzeczy spoza programu nauczyciel może dosłownie wylecieć na zbity pysk, jeśli któryś z rodziców się poskarży w kuratorium...
_________________ It's not that I'm anti-social... It's that everyone else is an asshole.
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
-
-
-
3D napisał/a: | Przesadzacie, ja w szkole średniej miałem normalną matematykę to jest dowody, w tym dowody nie-wprost, indukcję matematyczną itp (fakt, że dużo raczej zabawy typu zasada szufladkowa Dirichleta ale jednak). Fakt, że mogłem w ogóle nie słuchać wykładów na 1. roku z analizy i algebry i bym zdał, ale to raczej koniec tego co daje nawet najlepsze liceum. |
Też to miałem, ale wystarczy porównać porcję matematyczną do porcji rachunkowej i dochodzi się do wniosku, że część matematyczna stanowi niewielki kawałek programu nauczania (mówię o maturze 2009; teraz jest jeszcze gorzej). Ja miałem to szczęście, że chodziłem do wrocławskiej VII i tam można było fakultatywnie przerobić rachunek całkowy i wstęp do równań różniczkowych oraz macierze i liczby zespolone.
Moja mama uczy w szkole podstawowej i obecnie połowa szóstoklasistów ma problem z operacjami na ułamkach zwykłych. Jest to efekt podejścia "klient nasz pan" - uczeń i jego rodzic mają zawsze rację. Uczeń obija się na zajęciach i w domu, a rodzic wymaga od szkoły/nauczyciela, żeby dziecko miało dobre oceny (pal licho wiedzę).
d41d8cd98f00b204e9800998ecf8427e
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group. Then, after many years modified again, this time by Piotrek © 2014 Strona wygenerowana w 22,6ms. Zapytań do SQL: 17
|